PYTANIA

13:30 Unknown 0 Comments






Nie wiem zupełnie dlaczego, ale bardzo często dostaje od Was pytanie, które rozwala mnie na łopatki.

Mianowicie - czy ja naprawdę nie wiedziałam, że jestem taka gruba? Przecież dlatego zgłosiłam się do programu, także musiałam to widzieć. 



Odpowiedź na to pytanie jest pewnie dla wielu z Was doskonale znana.
I nie należy ono do najłatwiejszych, dlatego ciężko mi odpowiedzieć na nie tak, by ktoś, kto nigdy tego nie przeżył mógł zrozumieć, ale postaram się wyjaśnić to jak najlepiej potrafię.

W programie padło zdanie - Ja patrzyłam na siebie przez krzywe zwierciadło, ja tego tak nigdy nie widziałam w ten sposób.


Co było tym krzywym zwierciadłem skoro jednak zdawałam sobie sprawę z mojego wyglądu? Bo przecież wiedziałam jak wyglądam, skoro zgłosiłam się do takiego programu.

                       2015                                    2013                                    2012



Otóż moim krzywym zwierciadłem było przeinaczone spojrzenie na siebie, w swojej głowie budowałam zupełnie inny obraz swojego wyglądu, tak jak anorektyk widzi siebie grubego, ja chciałam widzieć obraz siebie chudszej i miałam nadzieję, że ludzie również widzą mnie szczuplejszą, a lustra mnie poszerzają. Brzmi śmiesznie, głupio? A może brzmi jakbym miała zaburzenia psychiczne? No cóż, tym też cechuję się otyłość, czyli odrzucaniem od siebie świadomości własnego wyglądu.
Widziałam, że wisi mi brzuch, że na plecach zrobiły mi się 'cycki', że moje uda są ogromne a łydki przypominają bardziej baniaki, niż litrowe buteleczki, że moja twarz to piłka, mam dwie brody i brak szyi, kostki zanikły pod toną tłuszczu, a palce to serdelki. Pewnie, że moje lustro mnie nie poszerzało i nagle magicznie nie zmieniało mojego wyglądu, ale w myślach bardzo chciałam, pragnęłam żeby tak było.

Chciałam żeby ludzie widzieli mnie taką jaką ja siebie chciałam widzieć. Miałam nadzieję, że jednak nie zauważają tego co ja, że zwisający brzuch schowany pod bluzą, cycki na plecach pod kurtką, nogi pod spodniami, a twarz pod toną makijażu nie rzucają się tak bardzo w oczy...
I nagle ukazanie mi obrazu mnie, uświadomienie mi tego wszystkiego w taki sposób całkowicie mnie zaskoczyło i zawstydziło.
Było mi wstyd, że właśnie tak jak na tamtym zdjęciu widzi mnie mój chłopak, moja mama, rodzina,znajomi, lekarz, producent, reżyser, zupełnie obcy mi ludzie. Wstydziłam się swojego wyglądu, byłam zła na siebie za to co sobie zrobiłam, czego miałam świadomość, a czego nie zmieniałam przez długi czas, bo łatwiej było mi oszukiwać siebie, poużalać się nad swoim losem, zamiast wziąć go w swoje ręce.


Przez wiele lat jadłam ogromne ilości fast foodów (ale nie 10 cheesburger'ów jednorazowo! :P), uwielbiałam smażelinę, dania gotowe, chińczyka, piłam kilka napoi energetycznych dziennie, litrami wypijałam coca-cole, soki kupne.
Mój wygląd nie wziął się z kosmosu, nie byłam też na nic chora, nie mam problemów z hormonami, genami. Po prostu, sama sobie to zrobiłam. Doprowadziłam siebie do całkowitej ruiny, i za to wszystko obwiniałam najbliższych, jedzenie, otoczenie, bo nie widziałam problemu w sobie. I to był mój błąd, i to uświadomiła mi tamta rozmowa. A jak możesz się domyślać, to jest ciężkie, ta świadomość, ten fakt, że jednak ja jestem winna, nikt ani nic innego...

Także podsumowując, przez wiele lat, nieustannie oszukiwałam samą siebie, zamazywałam obraz własnego wyglądu w głowie, tylko po to by móc 'jakoś' żyć i funkcjonować. Potrzebowałam kogoś kto mi to wszystko pokaże, wytłumaczy dlaczego wciąż powracam do starych nawyków i nie potrafię utrzymać poczucia silnej motywacji.
I to właśnie się stało.


Bardzo, bardzo ciężko jest mi odpowiadać na takie pytania, bo sama teraz siebie nie rozumiem. Ciężko mi dojść do tego, dlaczego tak bardzo zakrzywiałam obraz siebie. Teraz wydaję mi się, że przecież nie można nie widzieć swojej otyłości, to po prostu niemożliwe, a jednak... Da się to wszystko tak bardzo odrzucić, że przestaje się to zauważać, może to kwestia przyzwyczajenia, a może to coś w rodzaju pogodzenia się z faktem, że tak się wygląda...

Oglądając siebie w telewizji co chwila powtarzałam: Jak ja mogłam tego nie widzieć na co dzień? Przecież byłam ogromna, tłusta. Paskudna i obleśna.

Zatem - zgłosiłam się do programu z powodu swojej otyłości, czyli zdawałam sobie sprawę z tego jak wyglądam, wiedziałam skąd ten wygląd się wziął... 


Zauważyliście, że w programie praktycznie cały czas miałam za małe ciuchy?

Nie wzięło się to z tego, że nosiłam stare ciuchy, nie! Ja po prostu miałam tak bardzo zaburzony obraz siebie, że w sklepie kupowałam za małe ubrania, których praktycznie zawsze nie przymierzałam. Dopiero w domu je zakładałam, ale uważałam, że w takich za małych ubraniach wyglądam lepiej. Żałosne, ale to chociaż tyci, tyci pokazuje co siedziało w mojej główce. :)


Teraz moje spojrzenie na siebie staje się coraz bardziej krytyczne, widzę defekty swojej figury i ciężko nad sobą pracuje.
Walczę też z tym zakłamaniem, które sobie fundowałam przez tyle lat, i co najlepsze - widzę efekty.
Przede wszystkim zdaję sobie sprawę z tego jak obecnie wyglądam, pracuję nie tylko nad ciałem ale i psychiką, co jest chyba najtrudniejsze. Ale daję radę, cały czas prę do przodu!




Ufff, mam nadzieję, że zrozumiesz chociaż troszeczkę te moje wypociny. :)

A może Ty chciałbyś opowiedzieć mi jak wygląda Twoje postrzeganie siebie?
Czekam na wiadomości. :)


Całuję i trzymam kciuki za Twoją walkę i efekty.  

0 komentarze:

Obsługiwane przez usługę Blogger.

Szukaj na tym blogu

Powered By Blogger